ETYCZNA TURYSTYKA KULTUROWA

Sformułowanie „turystyka kulturowa” – będąc coraz bardziej rozpoznawalnym przez Polaków – staje się w ostatnich latach wszechobecnym fenomenem w świecie turystyki. Fenomenem, który manifestowany jest na różnorodne sposoby w różnych regionach świata, który wyraża różne style życia turystów, który - w końcu - silnie uzależniony jest od doświadczenia i wieku podróżujących. Dlatego też metaforycznie turystykę kulturową określić można „wspólną globalną walutą”.

 1.Mimo że zjawisko podróży o charakterze kulturowym rozwija się już od starożytności, to dopiero w XX wieku zaczęto używać terminu „turystyka kulturowa”. Stał się on niezwykle popularny nie tylko jako nazwa sposobu podróżowania, ale również jako zwrot, którego można powszechnie używać, gdy chce się powiedzieć cokolwiek o kontakcie turysty z kulturą (swoją, obcą, inną). Nie bez kozery więc w świecie naukowym mówi się już dzisiaj o tym, że turystyka kulturowa stała się „terminem-parasolką”, pod którą schować można wszystko co dotyczy szerokiego zasięgu inicjatyw w obrębie różnych aspektów turystyki i atrakcji kulturowych. Co naprawdę kryje się za tym bardzo pakownym terminem?

Gdyby spojrzeć na turystykę kulturową, kierując się modą na stosowanie w naukach społecznych podejścia postmodernistycznego, należałoby przyjąć, że turystka jest zjawiskiem społecznym. A jak wiadomo, z każdym społeczeństwem związane jest występowanie określonej kultury. Z taką optyką uznać należałoby – za Andrzejem Kowalczykiem Książka Kowalczyk A., Współczesna turystyka kulturowa – między tradycją a nowoczesnością, [w:] Kowalczyk A. (red.), Turystyka kulturowa. Spojrzenie geograficzne, UW, Warszawa, 2008, ss. 9-57 – iż wszystkie zachowania turystyczne i rekreacyjne uwarunkowane są kulturowo. Tym samym, turystykę kulturową można by sensu largo zdefiniować jako wszystkie formy zachowań turystów, „gdyż leżące u ich podstaw potrzeby i preferencje zawsze wynikają z uwarunkowań o charakterze kulturowym, niezależnie od tego czy zachowania te wynikają z zainteresowania turystów tzw. walorami kulturowymi, czy też innego rodzaju walorami turystycznymi (np. przyrodniczymi)”. Czyżbyśmy więc wszyscy byli turystami kulturowymi?

2.Większość badaczy turystyki kulturowej definiuje ją w bardziej wąskim znaczeniu, podkreślając znaczenie kultury jako jedynego albo dominującego motywu podróży. W definicjach tych pojawiają się więc synonimiczne określenia czynności podejmowanych przez turystów, takie jak: uczenie się, doświadczanie, poznawanie i poznanie, zdobywanie nowych informacji, zagłębianie się w czymś, koncentrowanie się na czymś, bycie aktywnym, dociekanie, uczestniczenie, osobiste wzbogacanie, „dotykanie”, chłonięcie wszystkimi zmysłami, zauważanie, docenianie, wchodzenie w interakcje, konfrontowanie. Wśród efektów, które zapowiadają turystom kulturowym wspomniane aktywności, wymieniane są: wiedza, nowe informacje i doświadczenia, zabawa, poznanie, zmiana postaw lub zachowań (podniesienie poziomu kultury osobistej), zaspakajanie własnych kulturalnych potrzeb, umiejętność świadomego obcowania z kulturą, zagłębienie w kulturę.

Jak pokazuje jednak życie, teoria ta pięknie i ładnie wygląda na papierze, a turyści, organizatorzy turystyki, dziennikarze czy badacze zjawiska i tak nadają jej szerszy charakter, wprowadzając wiele zamieszania i prowokując do dyskusji nad znaczeniami, faktyczną „czystością” idei, etycznością i słusznością turystyki kulturowej w przedstawionym wyżej ujęciu.

3. W związku z powyższym do swoich rozważań o turystyce kulturowej wprowadziłam jakiś czas temu określenie turystyki pseudo-kulturowej. Dzięki temu łatwiej jest postawić linię pomiędzy tym, co kulturowe, poprawne i właściwe (niektórzy mówią tu o turystyce kulturowej sensu stricte), a co niekulturowe i niewłaściwe (czyli właśnie pseudo-kulturowe). 

Tym samym turystyka kulturowa – w swym najpiękniejszym ujęciu – świetnie wpisuje się w teorię turystyki moralnej Teoria Sporządzona w 2003 r. przez J. Butchera, a rozwiniętą przez B. Ma w 2010 roku. Zgodnie z nią, turystyka moralna (a więc i kulturowa) generowana jest przez indywidualne wymagania i skupia się na poszukiwaniu czegoś wyjątkowego w innych miejscach, a zarazem na pragnieniu zachowania tych miejsc „w imię ochrony kulturowej różnorodności i środowiska naturalnego”. 

To, co wyróżnia turystykę moralną zostało ujęte w cztery kryteria: 

a) turystyka moralna nie odpowiada na potrzeby „mas”;

b) turyści moralni zadają sobie trud, aby poznać kulturę i język społeczności goszczącej;

c) turyści konstruktywnie współgrają z lokalną ludnością oraz kulturą na rzecz jej korzyści społecznych;

d) turyści krytykują współczesny postęp cywilizacyjny w odniesieniu do społeczności goszczących: twierdzą, że „ulepsza życie mieszkańcom Zachodu, jednak nie zmienia nic, a wręcz pogrąża kraje trzeciego świata”.

4.Turyści, których cechują wyznaczone przez Jima Butchera kryteria, wpisują się niewątpliwie w tak zwaną „drugą odsłonę” post-turysty według Johna Urry’iego, która pokazuje, że turysta taki jest osobą świadomą zmian i potrafiącą czerpać radość z wyborów.

Post-turysta zatem „pragnie doświadczyć sacrum, to znów dowiedzieć się czegoś, co poszerzy jego horyzonty, za chwilę czegoś nobilitującego, co mu doda finezji, a wreszcie po prostu chce nowości, żeby rozwiać nudę (…). Post-turysta jest wolny zarówno od ograniczeń >>kultury wysokiej<<, jak i od nieskrępowanej pogoni za >>zasadą przyjemności<<. Może z łatwością przechodzić od jednego do drugiego i w rzeczy samej czerpać przyjemność z kontrastu między nimi. Świat jest sceną, a post-turysta ma do wyboru całe mnóstwo gier”.

Warto przytoczyć za Johnem Urry’ym sugestywny przykład. Post-turysta potrafi – według niego – zobaczyć w zakupionej miniaturce wieży Eiffla uroczy kicz, przykład geometrycznego formalizmu i materialny symbol pewnej kultury, nie widząc przy tym potrzeby upierania się przy jednej słusznej interpretacji, skoro można czerpać radość z zabawy wszystkim trzema. 

Innym jeszcze wyróżnikiem post-turysty jest posiadana przez niego świadomość, że jest turystą i że turystyka jest „grą z wieloma tekstami, a nie jakimś konkretnym, autentycznym doświadczeniem turystycznym. Post-turysta jest świadomy tego, że będzie musiał od czasu do czasu odstać swoje w kolejkach, że będzie zamieszanie przy wymianie pieniędzy, że lśniący prospekt jest wytworem popkultury, że rzekomo lokalne rozrywki nie są bardziej autentyczne niż restauracje etniczne, a niby-tradycyjna wioska rybacka utrzymuje się tylko dzięki zyskom z turystyki”. Wie on również w końcu, że „oglądając zabytki, nie odbywa podróży w czasie, wylegiwanie się na plaży w tropikach nie czyni go >>szlachetnym dzikusem<<, a kiedy zwiedza lokalną wioskę, nie jest niewidzialny. Zachowując zdrowy >>realizm<<, wie, że zawsze będzie outsiderem”.

5.Pora zwrócić teraz uwagę na drugie oblicze turystyki kulturowej, czyli turystykę pseudo-kulturową, która jest bezpośrednim winowajcą pomyłek, nadinterpretacji i nieporozumień wokół zjawiska, jakim jest turystyka kulturowa. Można wręcz rzec, że to ona „robi zły PR” turystyce kulturowej, choć jest nieunikniona, tak jak nie do wyeliminowania jest turystyka pseudo-sportowa (chuligańska) z obrębu turystyki sportowej (sportu i fanoturystyki).

W przypadku turystyki pseudo-kulturowej trudno jest mówić o etyczności, moralności czy zwykłej turystycznej przyzwoitości. Turystyka ta jest bowiem bezczelnym i ignoranckim sposobem wyjazdów do przestrzeni czy miejsc odmiennych kulturowo albo do instytucji i na wydarzenia kulturalne. Bez świadomości znaczenia danych miejsc czy wydarzeń, bez poszanowania dla odwiedzanej przestrzeni. Nie ma tu mowy o jakimkolwiek świadomym przygotowanym zwiedzaniu, bo często nawet i ono nie ma miejsca – turyści dają się bowiem zamknąć (na własną zresztą prośbę) w klimatyzowanych kurortach all-incusive z potrawami kuchni ogólnoświatowej i z niewyszukanymi rozrywkami, bez potrzeby opuszczania ich przez cały urlop.

Zachowania takiego nie krytykowałabym, bo każdy ma prawo spędzać urlop tak, jak mu najbardziej pasuje, jednak wiele z tych osób często po powrocie do domu głośno i dobitnie chwali się, w jakim to kraju/mieście nie wypoczywało, (nierzadko wypowiadając się negatywnie o zamieszkujących go ludziach czy ich zwyczajach) lecz nie mając nic treściwego do opowiedzenia – w takiej sytuacji reaguję ostrą krytyką. Osoby te przestają być zwykłymi turystami wypoczynkowymi, a reprezentują profil turysty pseudo-kulturowego, psując obraz tego, co turystyką kulturową w rzeczywistości jest i być powinno.

6.Oferty turystyczne do miejsc odmiennych lub znaczących kulturowo (przygotowywane przez standardowych touroperatorów, a nie biura turystyki kulturowej) zawierają w swych programach  propozycje tego, co najpiękniejsze, najwspanialsze, największe czy najpopularniejsze, a więc tego, co ma turystów zachwycić i dać poczucie trafnie wybranej destynacji. Zawierają one również listy pułapek turystycznych, których podstępności turysta pseudo-kulturowy nawet nie zauważy. Jaka oferta, taki też turysta – chciałoby się rzec. Stąd też trudno dziwić się, że ludzie uczestniczący w takich wyjazdach (czy to w postaci wycieczki objazdowej z biura podróży czy wczasowej wycieczki fakultatywnej) posiadają znikomą lub małą wiedzę o kulturach, do których docierają.

Braki wiedzy rodzą konflikty i nieporozumienia wynikające z reprezentowanego przez nich etnocentryzmu, braku tolerancji, myślenia stereotypowego. Zwiedzanie przez takich turystów (zazwyczaj w dużych grupach) polega albo na pobieżnym zobaczeniu kilku zaledwie obiektów, albo wręcz odwrotnie: objawia się bieganiną i „odhaczaniem” obiektów – najczęściej tylko z zewnątrz – bez jakiegokolwiek ich zwiedzania (o zapamiętaniu też nie ma mowy).

Jedyną aktywnością turystów podczas takiej wyprawy jest nagminne fotografowanie wszystkiego i wszystkich bez uprzedniego zapytania o zgodę, sprawdzenia czy nie przeszkadza to innym bądź czy nie szkodzi zwiedzanym zabytkom. Turyści tacy są z reguły bardzo widoczni – choćby poprzez swoje głośne zachowanie, nieodpowiedni ubiór (w miejscach kultu religijnego czy instytucjach kultury), śmiecenie, pisanie po zabytkach, wchodzenie na nie, targowanie się z wszystkimi o wszystko. Sprawia to, że turyści kulturowi sensu stricte są w tym tłumie w ogóle niezauważalni (sami zresztą bardzo źle się w nim często czują). „Dzięki” turystom pseudo-kulturowym negatywny obraz turysty kulturowego „rusza w świat”.

7.Turystyka pseudo-kulturowa najsilniej widoczna jest w przypadku turystyki do obiektów dziedzictwa kulturowego (mają tu miejsce wspomniane powyżej zachowania) oraz turystyki etnicznej, gdzie szczególnie istotny jest kontakt z lokalnymi mieszkańcami. Od lat takie wyprawy turystów pseudo-kulturowych określane są mianem „wycieczek kanibali”, którzy traktują ludność lokalną jak etatowych pracowników Disneylandu mających odgrywać przed nimi egzotyczne scenki, a także domagając się spełnienia swoich wyobrażeń na temat tego, jak wyglądają „dzicy” czy „prymitywni” ludzie. Daje to wyraz ich braku wiedzy i kulturowej ogłady oraz kompletnego nieprzygotowania.

Pytania na temat etyczności turystyki kulturowej pojawiają się często także wtedy, gdy mowa jest o kontrowersyjnych formach turystyki, takich jak chociażby turystyka slumsowa, tanatoturystyka czy seksturystyka. Kwestię będzie można próbować rozstrzygnąć jednak dopiero wtedy gdy badacze zgodzą się co do granic definicji tych form wyjazdowych i tego w jakim zakresie (i czy w ogóle) można je włączać do turystyki kulturowej – znaczenie ma tu bowiem siła nacisku albo na teorię, że seks, slumsy i śmierć to nieodłączne elementy naszej kultury, więc jakikolwiek przejaw zainteresowania nimi to już jest turystyka kulturowa, albo na teorię, że turystykę kulturową kreuje tylko silna motywacja kulturowa i chęć dogłębnego poznania zjawiska (a nie zwykła ciekawskość, żądza, powierzchowność czy chęć sensacji i rozrywki).

Ja osobiście uwzględniam te formy w obrębie turystyki kulturowej, ale w ściśle określonym zakresie. Tanatoturystykę proponuje uznawać tylko wtedy gdy wizytom w miejscach związanych ze śmiercią towarzyszy zaduma, powaga, odpowiednia postawa, chęć poznania czyjegoś losu i chęć współodczuwania. Wyjazdy do slumsów mogą zostać zaakceptowane tylko wtedy, gdy odwiedzane społeczności nie są traktowane jak zwierzęta w zoo, a chęć finansowej (edukacyjnej, medycznej) im pomocy jest dominującym motywatorem turystów. Z kolei pojęcie seksturystyki zastępuję określeniem „turystyka erotyczna”, interpretując ją jako podróże do innych kręgów kulturowych w celu zapoznania się z obowiązującymi tam od wieków technikami miłosnymi, poznania historii seksualności np. ludów starożytnych (zwiedzając domy publiczne w zachowanych antycznych miastach), nauki masażu erotycznego (w krajach specjalizujących się w tych technikach) czy zwiedzania muzeów o takiej tematyce. Jeśli wyjazdom takim nie towarzyszy płacenie za seks, o nieetycznej turystyce kulturowej mówić raczej nie można.

8.„Czy etyczna turystyka kulturowa jest możliwa?” jest to pytanie (stawiane ostatnio bardzo często), na które chciałabym każdorazowo odpowiadać: „Tak”. Wiem jednak, że dopóki nie będziemy rozgraniczać turystyki kulturowej od pseudo-kulturowej, zawsze odpowiedzią będzie słowo „Nie” bądź „Raczej nie”. Tak naprawdę, to chyba każdy czytelnik musi znaleźć swoją własną odpowiedź, w zależności od tego, gdzie postrzega przebieg granicy etyczności (moralności) i turystyki kulturowej oraz tego jak wiele cech turysty pseudo-kulturowego odnajduje w samym sobie.